niedziela, 23 marca 2014

Dlaczego nie lubię sexu




Każda kobieta ma tam bardzo wrażliwe, delikatne ciałko. Nie wiedzieliście? Trudno, nie przeszkadzajcie sobie, dalej zajmujcie się sobą.

I powiedzmy, że właśnie wygładzisz sobie tam wszystko żyletką, starannie zmyjesz i namaścisz balsamami drżąc by nie dostać podrażnienia czy wysypki i wyobraź sobie, że właśnie wtedy wjeżdża ci między nogi jakiś niedogolony ryj, drapie, szarpie i zalewa hektolitrami śliny jak pająk, który wstrzykuje ofierze enzymy trawiące by potem już tylko wessać to, co się rozłożyło. I leżysz taka rozłożona z każdą nogą w innym kierunku, mokra nie od przyjemności, ale od śliny, którą cię oblizuje niedogolony ryj. A przez otwarte okno wpadają wieczorne podmuchy wiatru, wyziębiają mokre ciało, co jest nieprzyjemne i grozi zaziębieniem.

Kiedyś mój ojciec powiedział, że wagina to najdelikatniejszy fragment cielesny kobiety. Punkt dla niego, że po dwudziestu latach małżeństwa wreszcie to zauważył. Powiedział nawet, że to tak delikatne jak oko. Ale dlaczego w takim razie z uporem maniaka wtyka matce paluchy do oka, tego już nie powiedział. Zresztą wcale nie pytałam. Uznałam, że nic mnie to nie obchodzi.

Wszędzie tylko seks. A jeśli nie seks, to pierdolenie, nie ważne czy z ambony czy z mównicy sejmowej.

Nie jestem przesadnie wykształcona, ale czytać mnie jeszcze zdołali nauczyć. Nie przeczytałam zbyt wiele. Może właśnie dlatego jeszcze się łudziłam, że tam, w książkach, jest inny świat, jakieś wartości. Bez seksu i bez pierdolenia. Myliłam się.

Dopiero później wyjaśnili mi, że wybrałam najgorszego z możliwych autorów, bo niejaki G. G. czy też P. P. (równie dobrze może być też A. A., nazwiska nie pomnę, ale kojarzy mi się, że jakieś banalne), zatem wspomniany autor ani jednego zdania nie potrafi napisać bez pomocy wypiętej w jego kierunku dupy, a także w życiu prywatnym otacza się nimi w ilościach hurtowych.

Skonstatowałam wreszcie, że ucieczka nic nie da i pora podjąć walkę, stawić czoła problemowi, czy też – chcąc nazwać rzeczy po imieniu – bohatersko wypiąć dupę.

Jest impreza, podryguję przy jakiejś rąbance w samym środku jaskini lwa. Nie trzeba czekać długo, żeby moja wirująca dupa zgromadziła wokół siebie rzeszę fanów. Jeden z nich sprawiał wrażenie bardziej domytego i to na nim się skupiłam. Po tym symbolicznym akcie namaszczenia reszta dobrze wytresowanego stada się rozproszyła by uformować krąg uwielbienia wokół jakiejś innej dupy, licząc, że przy odpowiednim natężeniu upierdliwości każdemu uda się wspiąć na wyżyny pośladków. Patrzyłam na roześmiany ryj wybrańca, z którym wedle pradawnego zwyczaju wkrótce miałam się udać do kibla, i odwaga zaczynała mnie opuszczać. O matko jedyna, znowu to samo, przecież będę musiała to zrobić! A co jak nie dam rady?! – przeszło mi przez myśl. Otóż to, problem jest odwróconym rozwiązaniem – przypomniałam sobie słowa pisarza H. H. czy może F. F., które powtarzał na kartach swej książki z uporem maniaka. A jednak do czegoś się przydał! Ucieszyłam się i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu pomocy. Nie musiałam daleko szukać. Obok mnie podrygiwała równie wystraszona istotka osaczona przez stado czcicieli jej dupy. Rozglądała się niepewnie, mierzyła wzrokiem każdego z nich usiłując ocenić, który jest najmniej groźny, a jednocześnie najbardziej domyty. Przedarłam się przez kordon, jako posiadaczka dość rozległej dupy zostałam przepuszczona bez problemu.

Dupa to na dyskotece jak ausweiss, przepustka uniwersalna. Podeszłam do nieznajomej i wrzasnęłam dyskretnie: „Chodź, pomożesz mi!”, na co ona posłusznie skinęła głową i pozwoliła się poprowadzić przez szpaler sępów tam, gdzie już czekał na nas ten, którego uprzednio wybrałam spośród zgłodniałego tłumu. W takim składzie udaliśmy się już na miejsce przeznaczenia, czyli do klozetu. Nasz towarzysz nie miał nic przeciwko temu, że znalazłam sobie pomocnicę, nawet jakby się z tego cieszył… Ustęp nie był wielki, toteż stałam wtulona w miękkie piersi dziewczyny, czułam jak cudownie twardniały jej sutki, gdy delikatnie gładziłam jej włosy, całowałam miękkie, pachnące usta… Tamten przez cały czas szarpał się z suwakiem, a gdy wreszcie uwolnił pytona zaczął nim wymachiwać bezcelowo to w jedną to w drugą stronę, nieco zdziwiony, że w ogóle nie reagowałyśmy. A czego on się spodziewał? Oklasków? A może Nagrody Nobla? Trzeba mu jednak przyznać, że był bardzo uparty, bo gdy nie udało mu się nic ugrać z pytonem, którego najwyraźniej chciał wcisnąć jednej z nas, a może nawet obu po kolei, w bliżej nieokreślony otwór ciała, zaczął startować z łapami i ozorem, utrudniając nam wzajemne pieszczoty. W końcu nasza cierpliwość się wyczerpała:

- Wypierdalaj! – krzyknęłyśmy równocześnie.

Nie zrozumiał. Otworzyłam drzwi od kibla, a moja przyjaciółka wskazała mu azymut butem, starannie wycelowanym w tylną część. Potem mogłam już bezpiecznie zamknąć drzwi od kibla i kontynuować od miejsca, w którym nam przerwano.



Nie potrzebowałyśmy go do pomocy. Nie potrzebowałyśmy seksu. Zresztą, jak powiedziałam – nie lubię seksu. Jestem tylko aktywną działaczką samopomocy babskiej. 





Agnieszka Żuchowska-Arendt